Po kilku miesiącach zaciekłych walk UED poddało się... a raczej przyłączyło się do sił Terranów. Doszło do tego, gdyż obie strony wykryły potężne siły Zergów na ich magmowej planecie. Oznaczało to jedno: jeśli ludzi nie zniszczą Zergów, to Zergowie zniszczą ludzi i nie będą zwracać uwagi na to, czy należą do UED czy nie. Ci ostatni mieli w tym również interes, gdyż sojusz przerwał pasmo ich klęsk. Przyłączając się do ich niedawnych wrogów mieli jedno zmartwienie z głowy.

14 kwiecień 2078, Mobilna baza Terranów, 10:00

W zadymionym pomieszczeniu siedzi kilku wyższych rangą oficerów (widać to było po ilości orderów, które mieli na swych kombinezonach). Łatwo zauważyć, że niektórzy mają duży napis UED wytopiony w ich stalowych zbrojach. Nagle wchodzi inny oficer. Rzuca na stół operacyjny sterty planów, zapala lampę oświetlającą wielką mapę wiszącą na ścianie. Atmosfera ożywia się. Oficer zaczyna mówić.
- Wszyscy wiedzą, po co tu jesteśmy. Musimy ułożyć plan działania przeciw Zergom, którzy są teraz naszymi wrogami. Na początek chcemy się oczywiście dowiedzieć czegoś więcej o tych istotach - tu zwrócił się do osoby z zaznaczonym po obu stronach "ubrania" czerwonym krzyżem na białym tle. Ten wstał i zajął jego miejsce.
- A więc z naszych badań wynika, że Zergowie to organizmy pochodzące od zwykłych zwierząt występujących w tym rejonie. Analiza ich budowy dała nam częściową odpowiedź na to, skąd się wzięły. Otóż najbardziej prawdopodobne - w tej chwili zaakcentował słowo "prawdopodobne" - jest to, że ktoś lub coś pomógł im wykształcić szpony, czy kwas, którego używają przeciw wrogom. Ponadto w porównaniu do pierwotnych gatunków ich agresywność zwiększyła się o 200%. Jakby tego było mało, zwierzęta te komunikują się między sobą nieznanym "językiem", dzięki temu wszystkie ich ataki są zorganizowane.
- Czy wiadomo - wtrącił się jakiś oficer siedzący blisko referującego - kto przekształcił te zwierzęta?
- Nie. To jest dla nas zagadką. Wiemy tylko to, że była to bardzo zaawansowana operacja i wątpię w to, by zrobili to ludzie. Musiałaby być to wysoce rozwinięta technologicznie cywilizacja, która chciała podporządkować Zergów sobie, jednak coś nie poszło zgodnie z planem. Przejdźmy do ważnych szczegółów - organizmy te bardzo szybko regenerują się, przez co zawsze trzeba je zabijać. Wycofana ranna jednostka to nowa jednostka. Część Zergów jest "wyuczona" do samobójczego ataku wroga. Znamy na razie jeden taki przypadek - w czasie ataku na jeden z bunkrów. Trzeba jednak zachować szczególną ostrożność. Ponadto wiemy, że struktury Zergów odżywiają się - jako, że są żywe - przez substancję o silnym odczynie kwaśnym leżącej w ich pobliżu. Nie znamy sposobu zatrucia tych dróg zaopatrzeniowych.
- Proszę teraz jednego z naukowców stacjonujących na nowym typie Science Vessel o opisanie dodatkowych możliwości tego statku kosmicznego.
- Nowy typ Science Vessel MK II jest wyposażony w urządzenia wywołujące silne pole magnetyczne, unieszkodliwiające działanie między innymi min. Urządzenia zostały przetestowane i dają doskonałe wyniki.
Naukowiec odszedł. Na jego miejsce przyszedł oficer UED.
- Planujemy atak na lokację, w której jeden z żołnierzy waszych wojsk zobaczył wielką strukturę. Być może jest ona dowódcą całej tej rasy.
- No jak to... - odezwał się dowódca oddziału, który miał tam być wysłany - nie będziemy wysyłać całej brygady wojska dlatego, że ktoś zobaczył jakąś strukturę. Żołnierze różne rzeczy widzą w akcji. Może wziął za dużo StimPacków... Może to było złudzenie.
- Żołnierz ten widział pionową ścianę. Na pewno reszta też ją widziała. Takich rzeczy nie da się przeoczyć. Wg niego na szczycie leżała ogromna struktura z odnóżami. Wokół latało pełno jednostek Zergów. Ale... oczywiście musimy skanować to miejsce zanim wyślemy tam wojska. Proszę zaczekać moment.
Oficer wyszedł.
- Mam jedno pytanie - obawiam się, że rasa Protossów jest w sojuszu z Zergami. Czy ich tam nie zauważono?
- Nie. Nie wykryto w ogóle Protossów na planecie Zergów.
- Bardzo dobrze. Teraz poczekamy na majora.
Ten zjawił się kilka minut później.
- Mam dwie wiadomości - zaczął znowu mówić - Okazało się, że struktura ta była badana laserami dalekiego zasięgu przez naszych naukowców. Rzeczywiście to ona kieruje ruchem Zergów i daje im zadania. Naukowcy nadali jej kryptonim 'Overmind'. Jest ona nadal w tym miejscu, na które dostać się można jedynie drogą powietrzną. Jest ona otoczona dużej wielkości koloniami Zergów. Druga wiadomość - pana oddział nie będzie uczestniczył w tej akcji - zwrócił się do dowódcy oddziału, który wpierw zrobił minę zadowolonego, lecz po chwili się zmieszał...
- Admirale, potrzebujemy do tej akcji kilka krążowników, by oczyścić teren działań i dopiero potem wysłać tam regularne oddziały piechoty gwiezdnej.
- W porządku. Przydzielam panu 5 krążowników klasy BattleCruiser i oddział myśliwców. Myślę, że to wystarczy. Dobór oddziałów zostawiam panu.

* * * * *

Do akcji przydzielono 5 plutonów piechoty gwiezdnej i 2 plutony ciężkich czołgów oblężniczych. Jeden z plutonów to AE63, ale nie jest to dziwne. To zadanie było dla weteranów.


* * * * *

16 kwiecień 2078, Na pokładzie Dropshipa, 5:50

Ralph przetarł oczy i spojrzał przez szybę w Dropshipie. Zaczął liczyć krążowniki i myśliwce. BattleCruiserów naliczył 3, myśliwców klasy Wraith 15. Zauważył też, że transportowiec leci w formacji 7 Dropshipów.
Nie minęło pół godziny, jak spokojny lot transportowca zakłócił lekki wstrząs. Większość z żołnierzy przebywających na pokładzie spojrzała w okna samolotu. To krążowniki napotkały wrogie kolonie i wojska. Zaraz przyłączyły się do nich myśliwce.
- Jak tak dalej pójdzie, to zaraz będziemy z powrotem w bazie - mówił Ralph - te krążowniki nie zostawią roboty dla nas.
- Nie martw się, i tak będzie jej nadmiar - powiedział Vortis.
Ralph zatrzymał na chwilę wzrok na Vortisie, po czym popatrzył znów na flotę. W stronę krążowników leciały dziwne biologiczne masy, latające stwory, mające tylko głowy, i jakieś skrzydła z zębami. Pierwsze dwa nie stanowiły zagrożenia dla BattleCruiserów, ale gdy któreś "zęby" uderzyły w krążownik, wstrząsało to nim nienaturalnie. Mimo to flota była nadal w pełnym składzie.
W pewnej chwili krążowniki zatrzymały się i zaczęły strzelać do pobliskich kolonii. Opór Zergów nie zmalał. Jednostek leciało jeszcze więcej niż wcześniej, ale lotnictwo dawało sobie z nimi radę. Dropshipy zniżyły lot.
- Wysiadamy? Przecież jeszcze niczego nie widać - powiedział Ralph, po czym skamieniał. W odległości 1000 yardów, wśród kolonii uszkodzonych i zdrowych, leżała przeogromna struktura. Nigdy jeszcze czegoś tak wielkiego nie widział. Przy tej 'budowli', budynek głównej bazy Terranów był zwyczajnie mały.
Żołnierze wyszli. Blisko, 40 yardów za nimi wylądowały inne Dropshipy. Z dwóch z nich wyjechało osiem wielkich, lśniących czołgów oblężniczych z rzędami gwiazdek na pancerzach. Oddział podzielił się na cztery grupy, przy czym w jednej grupie było 2 razy więcej żołnierzy niż w innych. Oprócz tego każda grupa dostała 2 czołgi. Dowódcą plutonu AE-63 był właśnie Ralph, jego zastępcą Vortis. Obaj objęli dowództwo nad grupą.
- Idziemy - Ralph poczuł się dziwnie pewnie, gdy zobaczył przydzielone czołgi - w stronę tego ogromnego... 'budynku'... niszczymy wszystko po drodze. Potem pewnie dostaniemy rozkazy. Teraz zabieramy się do roboty - stuknął kilka razy w swój podręczny mały komputerek. Na szczęście działał.
Cisza długo nie trwała. Zaraz oddział zaczął strzelać do kolonii. Znikąd pojawiły się dziesiątki Zerglingów, które nie były wielkim problemem przy wsparciu czołgowym. Jednak po chwili, gdy nadbiegły 2 Ultraliski, rozpętało się piekło. Żołnierze mieli duży problem nawet przy wsparciu czołgów. Zanim Ultrale padły, zabiły 3 żołnierzy. Za nimi przybiegły Hydraliski, które przy zmasowanym ogniu większych szkód nie wyrządziły. Żołnierze niszczyli następne 3 kolonie, gdy nisko przeleciały 3 Mutaliski. Po ułamku sekundy rozpadły się na spalone kawałki. Blisko oddziału spostrzeżono 5 metrowy krater.
- Pewnie to Battlecruiser. Nie widział nas czy jak? Mogli podesłać myśliwce, zamiast strzelać prawie że w nas.
Ralph zagrzmiał w mikrofon, uprzednio przestawiając kierunek na Battlecruisera.
- AE63. Nie strzelać do cholery w nas!!! Od lotnictwa są myśliwce!!!
- My wiemy co od czego jest!!! Niech pan się zajmie wykonywaniem zadania! Jakby nie my, to musiałby pan załatwiać je sam!!!
- Ale nie strzelajcie w nas!!!
- W porządku!!! To będzie robota dla myśliwców!!!! Over.
O to Ralphowi chodziło. Tymczasem znowu zaatakowali Zergowie. Dziesiątki Zerglingów i Hydralisków rzuciły się na piechociarzy. Po blisko minutowej walce zostały po nich hektolitry krwi. Ralph spojrzał przez lornetkę na sąsiednią grupę. W tej samej chwili rozległ się potężny wybuch. Ralph stwierdził, że to pewnie jeden z czołgów został zniszczony. "Reszta to żółtodzioby. Wysłali weteranów pancernych z żółtodziobami w piechocie. Bullshit."
Minęły następne 2 godziny, a grupa była w połowie drogi do Overminda. Żołnierze osłaniali teraz czołgi, które niszczyły wylęgarnie Zergów. Z tychże nonstop rodziły się nowe potwory. Jednak to była już rozpaczliwa obrona. Zergowie, zamiast organizować obronę na tyłach, wysyłali co mogli pod karabiny Marinesów. Ralph skontaktował się z główną bazą.
- AE63. Kończymy już wylęgarnie. Co mamy zrobić po ich zniszczeniu?
- Macie sprawdzić czy niczego nie ma oprócz Overminda i odlecieć transportowcami.
- Jak to 'oprócz'? Przecież jesteśmy tu po to, by go wykończyć!
- To zrobią bomby jądrowe. Zobaczy to pan z transportowca.
- Cooo???
- No tak. Zresztą niech pan spróbuje tam strzelić.
Ralph przełączył się w tryb snajperski i strzelił w warstwę żywego pancerza Overminda. Ku jego zdziwieniu zamiast uszkodzić się, pancerz jeszcze podwoił swoją grubość.
- Zrozumiałem. Overmind jest odporny na strzały z naszej broni.
- Cieszę się, że już to pan wie. Powodzenia.
Grupa niszczyła już ostatnie wylęgarnie i była jakieś 100 metrów od Overminda, gdy z ziemi wykopał się jakiś robako-podobny potwór i oblał część żołnierzy czerwonym kwasem. Żołnierze zaczęli krzyczeć z bólu. Medyczki leczyły ich rany skutecznie, ale ich zabijał ból. Dziesięć osób straciło przytomność. Był wśród nich Vortis. Ralph rozkazał medyczkom przenieść ich do transportowców na noszach. Sam zajął się robalem. Kilka serii z Gauss Rifle zniszczyło go. Leżał w owym czerwonym kwasie, który cały czas wypływał z jego ciała. Ralph zorientował się, że są już bardzo blisko Overminda. Dla pewności strzelił jeszcze raz w jego powłokę, ale ta znów się powiększyła. Po porozumieniu się z innymi grupami, które też zniszczyły siły Zergów w innych sektorach, wszyscy wrócili do transportowców. Ralph spojrzał w niebo i zobaczył lecącego w stronę Overminda Dropshipa. Transportowiec wylądował. Wyszło z niego 10 Ghostów. Ralph cały czas ich obserwował, gdy ci nagle rozmyli się w powietrzu. Żołnierz widział już tylko zawirowania powietrza w kształcie Ghostów.
- Odlecieć Dropshipami. Teren zostanie zbombardowany - oznajmił znajomy mu już głos. Ponaglił żołnierzy do wejścia na pokład, po czym ostatni do niego wszedł. Podszedł do Vortisa, jednak ten nie dawał znaku życia.
- Żyje? - zapytał medyczki.
- Żyje. Ale nie wiadomo co z nimi wszystkimi będzie.
Ralph odszedł na swoje miejsce i bacznie obserwował Overminda. W jego odbiorniku zabrzmiał głos:
- Rakiety nuklearne zostały odpalone.
Przy Dropshipie pojawił się Ghost, potem następny, i następny... Wymachiwali swoimi strzelbami laserowymi. Zaraz wsiedli do Dropshipa. Gdy oddalili się, w Overminda spadły 4 rakiety nuklearne. Ralph poczuł niezwykle silny ból głowy, trwał on jednak tylko kilka sekund. Oszołomiony spojrzał na kolegów. Ci, z rękami przy hełmach, zastanawiali się co ten ból spowodowało.
- Overmind - powiedział Ralph. Wszyscy wiedzieli o co chodzi. To śmierć Overminda tak im zamieszała w umysłach. "Pewnie te cyborgi niczego nie czują" - pomyślał o Ghostach, którzy lecieli o wiele bliżej lokacji Overminda. Ralph spojrzał w okno. Zobaczył wielki krater. Tylko na jego brzegach leżały jakieś substancje biologiczne, jednak i one ginęły. Overmind przestał istnieć.
Po kilkunastu minutach powiadomiono Ralpha, że żołnierze odzyskali przytomność. Ralph pospieszył do Vortisa.
- Co jest stary? - udawał spokojnego i wyluzowanego.
Vortis nie mówiąc ani słowa rozpiął część pancerza osłaniającego rękę. Ralph ujrzał straszny widok - cała ręka była we krwi, wszędzie były rany. Odszedł.

* * * * *

Okazało się, że Vortis czasowo nie może uczestniczyć w akcjach. Czuł się znacznie lepiej, ale rany znikały powoli. Dano go do głównej bazy, gdzie zajmował się komunikacją radiową z oddziałami.
Zergowie zostali pokonani. Czasem spotykano ich w różnych lokacjach, ale to były śladowe ilości.

* * * * *

24 kwiecień 2078, Główna baza Terranów, 3:39

Admirała obudził telefon.
- Admirał Dunters. Kto to do cholery?
- Załoga skanera A. Przed chwilą skanowaliśmy najbliższe nam planety. Namierzyliśmy Protossów na jedn-
- Protossi, Protossi, a więc... Słucham?! PROTOSSI?! To MUSI być pomyłka.
- Sprawdzaliśmy trzykrotnie z załogami innych skanerów. Wszystkie to potwierdziły.
- Przecież jeszcze wczoraj ich tam nie było!
- Tak admirale, ma pan rację. Ale teraz oni tam są, i to w dużych ilościach.
- Zwołać wszystkich wyższych oficerów!!! Za pół godziny mają być w sali odpraw. Ja też tam będę.
- Tak jest.

24 kwiecień 2078, Główna baza Terranów, 4:16

Admirał w oczekiwaniu na oficerów chodził wokół stołu operacyjnego, od czasu do czasu nerwowo spoglądając na zegarek. Przybyli w myślach przeklinali admirała za tak wczesną pobudkę. "Znowu stary coś wymyślił". Admirał wyglądał na bardzo zmęczonego i zdenerwowanego. Wreszcie wszyscy przybyli.
- A więc krótko. Na jednej z pobliskich planet mamy całe zgrupowanie Protossów - powiedział.
Obecni zamarli. Oznaczało to, że nie mają nawet miesiąca na dozbrojenie się. Ale to nie było ważne. Ważniejsze było to, że Protossi byli bardzo wymagającymi przeciwnikami. To nie bezmyślni Zergowie, to nawet nie ludzie. Oddziały wysyłane do ataku ginęły całe i momentalnie. Protossi wiedzieli o wszystkich planach Terranów. Przecież to niemożliwe, by po wysłaniu oddziału do odizolowanej bazy Protossów w przeciągu pół godziny pojawiały się tam całe oddziały, jakby od dawna przygotowane na ten atak. Po krótkiej chwili ciszy admirał znów zabrał głos:
- Komandorze, co pan proponuje w takim razie?
Komandor Brecken po chwili zmienił admirała. Wyglądał na głęboko zamyślonego. Wreszcie pozbierał myśli.
- Na razie nie mamy środków do ataku. Krążowniki są naprawiane dalej w dokach po bitwie na Char. Nowe typy czołgów dopiero są testowane, stare wymagają gruntownego remontu. Samą piechotą natomiast wojny nie wygramy.
Brecken przypomniał sobie pogrom na dalekim świecie Aiur, gdy z wysłanych 20.000 Marines powróciła jedna kompania. Opowiadali o strasznych rzeczach - małe niebieskie pociski odpalone z ciężko opancerzonych pojazdów zabijały całe plutony piechoty. Medyczki dosłownie rozpadały się, a za nimi pojawiały się żołto-czerwone fale. Wielkie lotniskowce wyrzucały po kilkanaście myśliwców. Ranni Protossi znikali, a potem całkiem zdrowi atakowali znów. Działa plazmowe spalały czołgi. Dziwni wrogowie tworzyli w niektórych miejscach wielkie burze i pola magnetyczne. Gdy zniszczyło się winowajców, zostawał po nich cień. Ich własne krążowniki przechodziły z całymi najwierniejszymi załogami na stronę Protossów. Dla Breckena to wszystko było wstrząsające. Jak walczyć przeciw takim wrogom?
- Proszę kontynuować - ponaglał admirał - nie mamy czasu...
Wyrwało to Breckena z zamyślenia.
- ...dlatego więc proponuję odparcie ataków, dopóki nie będziemy mieli sił na zniszczenie wroga.
- Tak. Też myślę, że jest to najlepsze wyjście z tej sytuacji - odpowiedział admirał - A teraz najlepiej niech sobie wszyscy odpoczną 2 godziny. Czeka nas wielka robota.

* * * * *

24 kwiecień 2078, Główna baza Terranów, 7:00

Żołnierze z plutonu AE63 (a także z innych) zostali obudzeni. Ralph słuchał głosu wydającego rozkazy:
- Żołnierze z wszystkich plutonów mają zająć pozycje przy własnych bunkrach. Dotyczy to bunkrów w strefie 0. Reszta bunkrów zostanie zamaskowana.
- No shit, znowu będziemy gnić w tych za******* bunkrach... No nic, trzeba wykonać rozkaz.
Ralph ciekawy był, jak wyglądają te nowe super opancerzone i niedostępne z zewnątrz bunkry w strefie 0. Strefa ta była najbliżej bazy. Była też najgęściej wypełniona bunkrami. Ciekawostką było to, że do bunkrów nie sposób było się dostać z zewnątrz. Sam bunkier był wkopany głęboko w ziemię, na powierzchni było może z 2 metry pancerza z otworami strzelniczymi. Otwory te były dosyć wąskie i kiedy nie były używane, samoczynnie się zasłaniały.
Pluton odprowadzał któryś z oficerów. Najpierw zjeżdżali windą na głębokość około 100m. Potem zobaczyli wielką halę. Odchodziło stamtąd wiele korytarzy, każdy do innego bunkra. Było już tam tłoczno. Oficer gdzieś się zmył. Ralph spostrzegł przy jednym korytarzu niepozorną tabliczkę z napisem: "AE63". Poprowadził oddział do bunkra, prawie 500-metrowym korytarzem. Tutaj było kilkadziesiąt automatycznych, stalowych drzwi. Jedno z nich odróżniał napis: "The Leader". Ralph z przyjemnością tam się ulokował. W środku miał skrzynki z amunicją, tak zwykłą jak i przeciw celom opancerzonym. Jako dowódca miał również połączenie bezpośrednie z bazą i kilkadziesiąt przycisków + dźwignię. Kiedy przesunął dźwignię, okienko strzelnicze otworzyło się, tak dla niego, jak i dla reszty osób. "Nawet niezły ten bunkier" - Ralph pomyślał - "Teraz trzeba się dowiedzieć, po co tu jesteśmy". Skontaktował się z Vortisem.
- Cześć stary, tu Ralph. Nie wiesz może, po co taki alarm?
- Nie wiesz? - zapytał Vortis.
- A skąd mam wiedzieć?
- Dziś w nocy nasi wykryli bardzo blisko Protossów. Musimy się obronić.
- Tak, łatwo ci mówić. Ja już siedzę w bunkrze, a ty tam się grzejesz w dowództwie. - Ralph dopiero teraz spostrzegł przycisk "Heat" i aktywował go. Momentalnie zrobiło się ciepło w pomieszczeniu. Warto zaznaczyć, że żołnierze nie musieli przebywać w kombinezonach. W "oknie" znajdowała się siatka - filtr, który to zapobiegał wydostawaniu się tlenu na zewnątrz. Jednak Ralph pewniej czuł się w pancerzu.
- Taaa. Żebyś wiedział, że nie chciałbym się z tobą zamienić w tej chwili.
- He. A jak tam leczenie?
- Już dochodzę do siebie. Ten kwas to istne paskudztwo. Miałem wrażenie, że płonę. Dzięki, że zabiłeś chama.
- Spoko. To co, za tydzień wracasz?
- Pewnie tak. Mam nadzieję tylko, że będzie wtedy już po Protossach. Słyszałem o nich takie historie, że...
- Co???
- Nie będę ci mówił. Źle się będziesz czuł.
- Hmm.
- No cóż. Uważaj na siebie i życzę szczęścia.
- Dzięki. Przyda się.
Vortis odłączył się. Ralph wyjął podręczną lornetkę i spojrzał w okno. "Gdzie podziały się te bunkry przed nami?". Dopiero wtedy przypomniał sobie słowa o maskowaniu. Widział przed sobą tylko kilka wieżyczek stojących przed jego bunkrem. Zdał sobie sprawę, że nie obracają się równomiernie. W jednym punkcie zatrzymują się, jakby miały wystrzelić swe poczwórne pociski. To oznaczało, że wróg jest już blisko.

* * * * *

24 kwiecień 2078, Bunkier, 15:30

Ralph dostał komunikat z bazy, że "Dragoony" Protossów maszerują wprost na jego pozycję.
- Ilu... ile ich jest?
- Radary wykrywają 4.
- OK. Nie możecie sieknąć w nich z dział bazowych?
- Możemy, ale tylko jeden raz. Za dużo bunkrów jest teraz atakowanych.
- To dawajcie i ten jeden raz.
- OK.
Ralph oglądnął przez lornetkę teren przed nim. Zobaczył ich. Powoli kroczyły, delikatnie stąpając swoimi cybernetycznymi odnóżami. Na górze posiadają dosyć duże działo. Jednak działo bez lufy. Ralph słyszał coś wcześniej o działkach plazmowych, ale inaczej sobie je wyobrażał. Musiał przerwać swe rozmyślania, gdyż nagle wielki pocisk uderzył w Dragoony. Jeden z nich rozleciał się na kawałki, inne zostały uszkodzone.
- Świetna robota - krzyknął do bazy. Po chwili mina mu zrzedła, gdyż kiedy spojrzał z powrotem w "okno", nie zobaczył już Dragoonów.
- ...zaraz... gdzie oni się podziali do cholery?!
- Zniknęli z radarów.
- Zniknęli? Znikają tylko Ghosty.
- Przeteleportowali się.
- Prze-te-co?
- Przeteleportowali się. To znaczy zdematerializowali się, po czym przenieśli się w inne miejsce.
- Do diabła z tym, co oni zrobili, ale gdzie oni są?
- Siedzą sobie pewnie w bazie i się reperują.
- Co?
- To co pan usłyszał. Już ich pan nie zobaczy. Są we własnej bazie. Przynajmniej nie dzisiaj.

* * * * *

Do sali operacyjnej wbiegł oficer.v - Admirale! Nie możemy im niczego zrobić. Oni się teleportują.
- Wysyłamy statki naukowe i wyspecjalizowanych Ghostów. Oni się nimi zajmą.

* * * * *

Ralph nie mógł uwierzyć w to co się działo. Nowe bunkry, znikające Dragoony... tego było za wiele. Teraz usłyszał dźwięk przelatującego Science Vessela. Zobaczył Ghostów. Dojrzał też na horyzoncie zbliżające się Dragoony. Ghosty znów "rozmyły się". Obserwował całe to zamieszanie. Dragoony szły w kierunku bunkra, były już w zasięgu ognia skutecznego. W pewnym momencie znikąd wystrzelone rakiety trafiły w Dragoony i unieruchomiły je. Ralph dostał rozkaz ich zniszczenia. "Nic łatwiejszego niż załatwić nieruchomego wroga" - pomyślał. Rozkazał załodze otworzyć ogień. Dragoony zostały zniszczone. Ralph czekał jeszcze kilka minut, ale nic nowego się nie działo. Dragoony pozostały w miejscu, w którym zostały zniszczone. Wylał się z nich niebieskawy żrący płyn. Po następnych kilkunastu minutach Ghosty pojawiły się znów i zbliżyły się do bunkra.

* * * * *

27 kwiecień 2078, 20km od bazy Protossów, 10:00

Pierwszy dzień ofensywy Terranów. Z pomocą Ghostów odparli wcześniejsze ataki, w międzyczasie wyremontowali większość czołgów i krążowników. Wojska opuściły bunkry i zostawiając w bazie małą załogę, udały się w stronę bazy Protossów.
Oddział Marines i medyczek z Ralphem jako dowódcą maszerował przez rozległą równinę. Leżące wraki pojazdów, tak Terranów jak i Protossów, martwi żołnierze - wszystko dawało znać o tym, że to nie patrol w czasie pokoju.
Ralph spojrzał na swój podręczny radar. Pokazywał on, że są już blisko Protossów, jednak Ralph niczego jeszcze nie widział. - Żołnierze. Zatrzymać się tutaj i czekać na mój powrót.
Poszedł się "rozejrzeć". Jego pancerz z czterdziestoma sześcioma gwiazdkami lśnił w promieniach słonecznych. Przeszedł kilkaset metrów. Dojrzał skałę. "Można się już zatrzymać" - pomyślał. Oparł się o skałę, wziął do ręki lornetkę i spojrzał przed siebie. Nic. Poprawił ostrość. Nic.
- No co do cholery!
Zwiększył dwukrotnie powiększenie. Są. Baza Protossów otoczona dziwnym murem. Przed murem maszerowało kilku Zealotów. Ralph przyjrzał się ich ostrzom. Popatrzył jeszcze raz na mury. "One są jakieś dziwne" - dziwiło go to, że są one pokryte przezroczystą powłoką. "Czas wracać". Popatrzył jeszcze raz, po czym poskładał wszystko i rzucił okiem na radar. Ku jego zdziwieniu obok jego oddziału coś się poruszało. Zaczął pospiesznie wracać do oddziału. Był już jakieś sto dwadzieścia metrów od swoich ludzi, gdy...
Złowrogie fale elektryczne spadły na oddział. Po chwili nikt już nie żył. Ralph natychmiast położył się na ziemi. Znów popatrzył na radar. Czerwony punkt oddalał się. Radar nie wykrywał już jego ludzi. Wrócił do skały. Zastanawiał się, co robić. Był sam na terytorium wroga. Pomyślał, że najlepszym wyjściem z tej trudnej sytuacji jest zawiadomienie przez radio bazy o tym, co się zdarzyło. Oni już postanowią, co Ralph ma zrobić. Ralph włączył potrzebne elementy i zaczął mówić. Nie słyszał swojego "radiowego" głosu. Sprawdził, czy radiostacja działa. Przeraził się, gdy okazało się, że nie.
- To pewnie od tych pieprzonych fal wszystko siadło. Muszę teraz wracać do ba- - przerwał w pół zdania, gdy spojrzał przed sobą cały rząd wrogich wojowników. Znajdował się teraz w pobliżu czegoś, co można byłoby nazwać "lasem". Jednego był pewien - gwarantowało to świetne ukrycie. Bezszelestnie doczołgał się do lasu. Teraz spokojnie zerknął na radar. "Dobrze, że przynajmniej on działa. Nowe modele są pewnie odporne na to ustrojstwo". Jednak nie było powodów do radości. Zewsząd otaczały go wrogie jednostki. Dobrze wiedział, że jego szanse przejścia przez ten pas jednostek wroga są równe zeru. Jeszcze radio nie działało. Przemieścił się na skraj "lasu". Mógł stąd widzieć bazę Protossów. Ale co mu to dawało! Nie miał jak przekazać bazie informacji o niej.

* * * * *

27 kwiecień 2078, Główna baza Terranów, 10:30

Vortis śledził drogę pokonywaną przez oddział Ralpha. Nagle wszystkie zielone punkciki zniknęły z radaru.
- Gdzie oni się do cholery podziali?!
- Kto? - zapytał inny operator.
- Oddział AE63!!!
- A był w ogóle taki?!
Vortis wybiegł z pomieszczenia. Spotkał na korytarzu operatora, który kontrolował wyjścia za zasięg radaru.
- Czy meldował ci wyjście AE63?
- Nie... Od ostatniej godziny nikt niczego nie meldował.
- Shit!
Vortis jeszcze raz popatrzył na radar. "Przepadli. Po prostu przepadli."

* * * * *

27 kwiecień 2078, kilka kilometrów od bazy Protossów, 10:30

Ralph już chwilę się zastanawiał, co ma robić. "Miałem pójść na patrol daleko od ich bazy. Tymczasem ci idioci z dowództwa wysłali mnie w sam środek ich patroli." Pomyślał teraz o Ghostach. Ci mają system "Cloak". Jakby teraz mu się taki przydał! Mógłby sobie pójść po prostu do bazy i jeszcze zabić kilku wrogów. Ale tego nie posiada. Co gorsza, teren jest dalej patrolowany.
Minęło kilka godzin. "Chwila odpoczynku każdemu się należy" - pomyślał optymistycznie o jego sytuacji. Leżał teraz na ziemi, ukryty. Ukryty nawet dla swojej własnej bazy.
- No nic. Trzeba coś zdziałać dla ojczyzny.
Odbezpieczył swoją Gauss Rifle. Przełączył w tryb "snajperki". Włączył stłumione strzały, przy dwukrotnym spowolnieniu szybkostrzelności. Następne dwukrotne spowolnienie dało mu zadawanie większych obrażeń. Strzelał teraz 4x wolniej. Ale i skuteczniej. Wygodnie położył się w "trawie". Włączył maksymalne przybliżenie. Teraz dokładnie już widział Zealota, stojącego przy wejściu do swojej bazy. Ów Zealot wpatrywał się w przestrzeń, próbując wykryć wroga. Ralph wziął go na cel i nacisnął spust. Zealot zachwiał się. Niebieska poświata otaczająca go zniknęła. Ralph nerwowo powtórzył strzał. Zealot padł na ziemię nieżywy. Ralph pełen nerwów patrzył na radar. Ale żadna otaczająca go jednostka nawet się nie zbliżyła. Do martwego Zealota podbiegł inny. Ralph znów strzelił. Musiał czekać dość długo na przeładowanie. Zealot próbował się położyć na ziemi i uchronić się od ataku, jednak w tej chwili padł następny strzał. Następny trup. W polu, kawałek od bazy, Ralph spostrzegł Wyższego Kapłana. Widocznie modlił się. Ralph zauważył, że stoi on nad zabitymi żołnierzami jego oddziału. "Sukinsyn!". Ralph namierzył go i wycelował w głowę. Poczekał na pełne przeładowanie broni (2 prawie natychmiastowe strzały). Wystrzelił. I znów - poświata znikła. High Templar namierzył celującego. Odwrócił głowę w tę stronę. Wtedy Ralph wypalił ponownie. High Templar zginął dziwnie. Jęknął, po czym jakby zmniejszając swą wielkość zniknął. Ralph już słyszał historie o cieniu. Rzeczywiście, w miejscu, gdzie High Templar został przez niego zastrzelony, tkwił nadal cień. Ale teraz co innego zwróciło jego uwagę. Kilku Protossów z patrolu zaczęło zbliżać się do tego miejsca. Ralph pospiesznie schował się w zaroślach, jednakże mógł obserwować ich. Zealoci stanęli nad cieniem kapłana, po czym zaczęli się rozglądać. Ralph słyszał dziwne dźwięki. Przypuszczał, że to "język", którym komunikują się. Zealoci w pośpiechu zaczęli iść w kierunku bazy. Ralph wiedział, co to oznacza. Oznacza to, że zaraz przyjdą tu ze wsparciem i przeczeszą każdy centymetr kwadratowy terenu, by znaleźć winowajcę. Namierzył Zealotów i strzelił podwójnie w jednego z nich. Mimo to drugi szedł dalej w kierunku bazy. Ralph nie miał czasu, by czekać na przeładowanie broni. Zmienił szybko tryb na seryjny i z hukiem wystrzelił serię do wroga. Ten padł szybko. "Co ty idioto zrobiłeś" - mówił sam do siebie - "Teraz po tobie". Popatrzył na radar. Teraz już nikt go nie otaczał. Zastanawiał się, czy przybliżyć się do bazy, czy szybko wiać do własnego schronu. "Nie dość, że straciłem oddział, to jeszcze wrócę nie wypełniając żadnego zadania". "Za to mnie czeka kara śmierci. Głupio zginąć we własnej bazie z rąk swoich przełożonych". Teraz już wiedział co robić. Zachował się jak szaleniec i pomaszerował w stronę wrogiej bazy.

* * * * *

27 kwiecień 2078, Główna baza Terranów, 16:00

Vortis już od godzin zastanawiał się co się stało z jego oddziałem. Zaginęli bez wieści. Postanowił powiadomić przełożonego.
- Komandorze, melduję że pluton AE63 zaginął bez wieści.
- Co? Jak to 'bez wieści'?
- Pytałem, czy wyszli za zasięg radaru. Nie dali takiego sygnału. Nie odpowiadają na komunikaty radiowe. Zniknęli z radarów.
- I cóż ja mam zrobić? Ginie jeden oddział za drugim, a ja nawet nie wiem co jest przyczyną.
- Hmm.
- Taka jest wojna. Nic nie poradzę.
Vortis odszedł. Postanowił czekać na jakiś sygnał. Z każdą godziną zdawało mu się coraz bardziej, że jego najgorsze obawy stały się faktem. Ale przecież Ralph to nie żółtodziób. Da sobie radę.

* * * * *

27 kwiecień 2078, Baza Protossów, 17:00

Ralph doszedł już do wrogiej bazy. Zrobiło mu się duszno. Zewsząd dochodziły te dziwne dźwięki. Przed bramą leżeli zabici. Nikt ich nie zauważył. Ralph upewniając się, że nie jest wykryty, oglądnął z bliska swoich przeciwników. "To były niezłe strzały" - pomyślał, widząc martwych wielkoludów. Ich ostrza świetlne były nadal aktywne. Zachowując szczególną ostrożność zajrzał do środka bazy. Widok go przytłoczył. W środku pełno działek plazmowych. Za nimi oddział około 50 Zealotów odbywa trening. Po lewej stronie widzi kapłanów, a obok nich rzędy Dragoonów. Dalej wielkie Nexusy i pracujące przy kryształach sondy. Ralph wyszedł na zewnątrz.
- Co ja mam niby tu zrobić? Akcję samobójczą?! Przecież samobójstwem byłoby wparowanie tutaj nawet całym korpusem piechoty! Nie mówiąc już o pojedynczym plutonie.
Pomyślał, że warto choćby zrobić zapis obrazu bazy, albo nawet plan satelitarny. I w tym momencie puknął się w czoło. Przecież nie ma połączenia z bazą, więc pozostaje mu zrobić tylko cyfrowy zapis obrazu bazy. Zajrzał z powrotem do środka, zrobił kilka "zdjęć" i schował cały "aparat" (wcale nie przypominający tych z wieku dwudziestego i wczesnych lat następnego, które widział u kolekcjonera staroci z innego oddziału). Zadowolony jeszcze napełniał się obrazem bazy Protossów. Najbardziej się dziwił temu, że nikt a nikt go nie widzi. Oddział Zealotów zbliżał się do wyjścia i choć był jeszcze daleko, Ralph ostatni raz rzucił okiem na bazę i biegiem w stronę własnej bazy. Radar znów wykrywał aktywne jednostki za "lasem". Ralph był zmuszony tam zostać. Zamaskował miejsce pobytu i legł na ziemię. Nawet nie mógł się domyślić kiedy... zasnął.

* * * * *

28 kwiecień 2078, W pobliżu bazy Protossów, 6:00

Ralph otworzył oczy i... zobaczył 4m przed sobą stojącego Zealota. Ogarnęło go przerażenie. Od razu sięgnął po 'Impalera'. Zealot nie ruszał się. "Dobrze, że jest sam" - Ralph próbował się pocieszyć. Istotnie nie widział innych jednostek na radarze. Lecz w umyśle zagrzmiało mu: "Poddaj się!". "Nie masz szans". "Puść tę broń". Zealot z przyjemnością grzebał mu w jego własnych myślach. "Pójdź za mną, a przeżyjesz". "Nie pójdziesz, zginiesz". "Nie stawiaj oporu". "Idź". Ralph pierwszy raz w życiu poczuł coś takiego. Powstał mu taki mętlik w głowie, że nie wiedział, co robić. Próbował walczyć ze złymi myślami i jednocześnie wycelować w Zealota. Jednak ten nagłym impulsem w jego umyśle spowodował, że Ralph sam odłożył broń. Wstał. Czuł, że Zealot kieruje nim. Powiesił broń na ramieniu. Zealot poszedł i zaprowadził (w dosłownym tego słowa znaczeniu) Ralpha do bazy.

* * * * *

28 kwiecień 2078, Baza Protossów - Sala Arcykapłana, 7:13

Ralph nie wiedział co się z nim dzieje. Panował nad swoim umysłem, lecz jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Nie był zdolny nim kierować. Zealot zaprowadził go przed arcykapłana. Ralph pomyślał: "Jak mogłem się w tak głupi sposób dać złapać".
"Kim jesteś?" - usłyszał jego własny głos w umyśle. Zastanawiał się, co odpowiedzieć.
"Jestem... Zergiem" - zaczął myśleć o jakichś głupotach.
"Kłamiesz. Powiedz mi, kim jesteś." - głos dawał mu do zrozumienia, że jest niecierpliwy. Ralph postawił wszystko na jedną kartę.
"Jestem sierżant Ralph Deck z plutonu AE63 Zjednoczonych Sił Terranów... wystarczy?"
"Po co tu przybyłeś"
"Przybyłem w celach pokojowych" - przypomniał sobie o zabitych Zealotach i Wyższym Kapłanie.
"Kłamiesz. Po co tu przybyłeś"
"Przybyłem tu na patrol" - to było nie do zniesienia! Arcykapłan sam kierował jego myślami!
"Czy należysz do wrogów Protossów?"
"Najpierw niech mi pan... POWIEDZ MI, CZY STĄD WYJDĘ ŻYWY!!!"
"Tak. Ale musisz odpowiadać na pytania" - Ralph stał się spokojniejszy.
"Słucham"
"Czy należysz do wrogów Protossów?"
"Tak, należę. Ale to nie zależy ode mnie." - to sformułowanie mu się bardzo podobało.
"Tak. Powiedz mi o tajnych broniach waszej rasy"
"Nie jestem wtajemniczony w te informacje. Ja jestem tylko sierżantem"
"To się okaże" - arcykapłan zawołał jakiegoś kapłana. Ralph siłą woli ściągnął z pleców Impalera i z wielkim wysiłkiem próbował wycelować w arcykapłana.
"NIE! POPEŁNIASZ BŁĄD!" - usłyszał w myślach. Skrajnym wysiłkiem pokonał siłę duchową arcykapłana i zdołał nacisnąć na spust. Arcykapłan otrzymał pełną serię i... zniknął. Szedł już kapłan. Ralph strzelił do niego. Kapłan zatrzymał się, Przez twarz przeszły mu elektryczne fale i również zniknął. Cienie obu pozostały. Ralph zastanawiał się, gdzie jest i czy nie nadbiegną zaraz następni Protossi. Spojrzał na wnętrze świątyni. Pełno było tu mistycznych przedmiotów niewiadomego użycia. Ralph miał plecak prawie pusty. Kończyły mu się zapasy. Wziął kilkanaście przedmiotów i otworzył drzwi do świątyni. Na zewnątrz nie było nikogo. "Jest jeszcze wcześnie. Muszę się stąd wydostać". Zobaczył śmiercionośne działko plazmowe. "Gdzieś musi być wyłącznik tego dziada". Ralph spostrzegł na ścianie jakiegoś budynku niebieskożółtą dźwigienkę. "Może to" - pomyślał. "Teraz albo nigdy". Podbiegł szybko do ściany i przesunął dźwignię bez żadnego problemu. Działko już zdążyło go namierzyć i kula rozgrzanej plazmy przeleciała przed nim. Wyszedł zza rogu. Działko było już wyłączone. Jakieś 200-220 m od miejsca, w którym stał, widział bramę na zewnątrz. Szedł już jak najciszej w stronę wyjścia, gdy drogę zagrodził mu następny Zealot. Ralph bez zastanowienia strzelił w niego. Zealot padł, a alarm w bazie włączył się. Ralph biegł co sił w nogach w stronę wyjścia. Stał tu jeden zmęczony Zealot. Ralph nie zauważył go. Zealot słysząc alarm w bazie rzucił się do ataku. Broń Ralpha przeładowała się podczas biegu. Strzelił w Zealota. Zealot mocno zraniony zdążył zranić Ralpha w lewe ramię. Ralph poczuł tam straszny ból. Strzelił jeszcze raz, zabijając Zealota, po czym rzucił się do ucieczki. Z baraków wybiegli już wojownicy Protossów. Ralph cały czas biegł. Dobiegł do swojego wcześniejszego schronienia, ale wiedział że i tu nie jest bezpieczny.
Położył się na moment. Spojrzał na bazę Protossów. Wybiegli stamtąd Zealoci, ale zatrzymali się przy bramie. Ralph czołgał się kilkaset metrów. Zerknął na radar. Z racji pory dnia nie było w pobliżu żadnych patroli. Był już dosyć daleko bazy Protossów i czuł się względnie bezpiecznie. Spojrzał na zegarek. Jeszcze pół godziny temu był przesłuchiwany przez arcykapłana Protossów. Teraz arcykapłan i inni nie żyli, a on ma przy sobie zdjęcia bazy Protossów i kilkanaście przedmiotów z ich świątyni. "Za to wszystko to chyba pułkownikiem będę heh" - pomyślał. Był zadowolony jakby zniszczył całą bazę Protossów. Po następnych kilkunastu minutach był już blisko bazy. Latały nad nim "swoje" myśliwce.
Ralph wszedł wreszcie do bazy. Chyba nigdy się jeszcze nie cieszył tak bardzo z powrotu do niej. Najpierw poszedł do Vortisa. Wiedział, że Vortis się zaniepokoi zniknięciem jego oddziału z radaru. Gdy szedł przez bazę, nikt na niego nie zwracał uwagi, mimo że był cały w błocie i wyglądał na nieludzko zmęczonego. Wszedł do sali połączeń z oddziałami i powiedział w stronę siedzącego przy komputerach Vortisa:
- Cześć stary. Dawno się nie widzieliśmy?
- Co?! Gdzie ty do diabła byłeś??! - zaskoczony Vortis miał wrażenie, że ma halucynacje.
- Powiem ci później. Chcę odpocząć.
Widząc pytającą minę Vortisa dodał:
- Nikt oprócz mnie nie przeżył. Byłem w świątyni Protossów. Arcykapłan Protossów czytał z moich myśli wszystko. Zabiłem go. Zabiłem Zealotów. Doszedłem do bazy. Mam ich przedmioty i zdjęcia... a teraz... muszę...
Padł na podłogę wykończony.

* * * * *

28 kwiecień 2078, Główna Baza Terranów, 18:00

Widząc na stalowym pancerzu napis: 'AE63' komandor zapytał:
- Deck, gdzie byłeś do cholery, czego nie dałeś sygnału przez radio?
- Mam wiele informacji dotyczących Protossów.
- Zaraz... gdzie reszta oddziału?
- Zaraz wszystkiego pan się dowie. Niech pan zwoła admirała i oficerów. Vortisa z komunikacji też.
- Wiem którego. Zaraz będę z powrotem.
Nie minął kwadrans, a admirał, wszyscy wyżsi oficerowie, a także Vortis byli na sali.
- Żądam wyjaśnień, po co tu mnie wołaliście - zapytał admirał Dunters.
- Mam wiele informacji dotyczących Protossów i ich bazy - odpowiedział Ralph.
- No więc słucham. Byle szybko, robota na mnie czeka.
- Wczoraj o 10:00 wyszedłem z bazy ze swoim plutonem AE63 na zwiad bazy wroga. W odległości około 19km od bazy Protossów oddaliłem się od oddziału w celu rozpoznania. Zauważyłem wejście do bazy wroga. Mój oddział zabiły fale elektryczne, które w pewnej chwili spadły na nich.
- Kto mógł tego dokonać? - zapytał admirał.
- Jak się potem okazało, Wyższy Kapłan, którego zastrzeliłem. - oficerowie niedowierzająco pokiwali głowami - Mam dowody na to wszystko, ale to na końcu. Korzystając z ukształtowania terenu znalazłem ukrycie, z którego zastrzeliłem 2 Zealotów stojących przy wejściu do bazy.
- Dlaczego nie wracał pan do bazy?
- W chwili, gdy Wyższy Kapłan wywołał fale elektryczne, moje radio przestało działać. Działał jedynie radar. Dlatego też oddział zniknął z radarów, łącznie ze mną. Po zabiciu Zealotów namierzyłem High Templara, który zabił naszych żołnierzy. Widząc jego śmierć 2 Zealotów próbowało zaalarmować bazę, ale ich również zabiłem. Zbliżyłem się do bazy, gdyż miałem zdobyć o niej informacje. To, co zobaczyłem wewnątrz, utrwaliłem na zdjęciach - Ralph wyjął 'aparat' i podał go asystentowi. Ten wyszedł.
- Następnie, widząc zbliżający się do wyjścia oddział Zealotów, powtórnie się schroniłem. Rano zostałem zaskoczony przez Zealota.
- Tak, proszę kontynuować.
- Ów Zealot nie pozwolił mi na oddanie strzału. Zawładnął moimi ruchami i nie mogłem niczego zrobić. Jego słowa, mimo że ich nie wymawiał, słyszałem we własnym umyśle.
- Jak to. Nie wymawiał słów, ale pan słyszał je we własnym umyśle?
- Tak. Admirale, zobaczy to pan na nagraniu przebiegu misji. Zealot nie pozwalając mi na sprzeciw, zaprowadził mnie w głąb bazy, do świątyni Protossów. Spotkał mnie tam arcykapłan, który chciał ze mnie wydobyć wiele informacji. Odpowiadałem zdawkowo, ale gdy arcykapłan zdecydował się na jakiś "zabieg", który miał wydobyć ze mnie wszystko, krańcowym wysiłkiem sprzeciwiłem się i zastrzeliłem arcykapłana, jak i następnego kapłana, który miał mnie odprowadzić. Ze świątyni zabrałem różne przedmioty Protossów, którego przeznaczenia nie jestem pewien - tu Ralph wyciągnął dziwne przedmioty z plecaka. Całe zgromadzenie było zdumione.
- Proszę kontynuować. Przedmioty oglądniemy później.
- Wybiegłem ze świątyni i napotkałem działo plazmowe. Wyłączyłem je pobliskim przełącznikiem. Po drodze spotkałem następnych dwóch Zealotów, z których jeden ciężko mnie zranił w lewe ramię. W bazie włączony został alarm i musiałem przedostać się za wszelką cenę do bazy.
- Świetnie, sierżancie. Cały przebieg dokładnie przeanalizujemy a pana odsyłamy na dwutygoniowy urlop.
- Tak jest, admirale.
Ralph po wyjściu rozmawiał jeszcze z Vortisem.
- Jak ty przeżyłeś to piekło?
- Wiesz, sam nie wiem. Miałem dużo szczęścia, jeśli można to tak nazwać.
- Za to szczęście będziesz miał następne 9 gwiazdek na pancerzu. Dobra robota.
- Dzięki. Postaram się, by te gwiazdki były specjalnie wyróżnione.