Strona główna Forum PodziÄ™kowania Kontakt Współpraca Linki O serwisie Autorzy
Jednostki - Protoss Carrier
Zobacz opis
Opowiadania

Poniżej znajdziecie opowiadania jakimi Blizzard raczy nas od czasu do czasu mniej więcej od połowy lutego 2013 roku. Miłej lektury!


We krwi

Pierwsze opowiadanie pt. We krwi autorstwa Matta Burnsa. Ulicznik Vik co dzień walczy w najmroczniejszych zakamarkach kosmicznej kolonii w zapomnianej części sektora, ale gdy los zetknie go z kradzionym ładunkiem zergowych larw, odkryje, co to naprawdę znaczy być potworem.

Wersja WWW | Wersja PDF



Demony wojny

Przeczytaliście już We Krwi? Nie? To czas najwyższy naprawić ten błąd. Czekają na Was Demony Wojny. A o czym jest to opowiadanie? Hmm... Sprawdźcie sami - szczerze polecam.

Wersja WWW | Wersja PDF



Pretendentka

Trzecie opowiadanie z uniwersum StarCraft - przedstawia losy Dr Loew, która pracuje nad oswojeniem Zergów. Oczywiście jak to bywa u Terran po pewnym czasie na badania swoje obślizłe łapska kładą przedstawiciele Dominium. Co z tego wyniknie? Dowiecie się z lektury :)

Wersja WWW | Wersja PDF



Szał

Czwarte opowiadanie z uniwersum StarCraft - tym razem zdecydowanie dłuższe opowiadanie przybliży nam losy uwielbianego centrum turystyki - małego, skalistego księżyca jakim jest Choss. Udanej lektury!

Wersja WWW | Wersja PDF



Zimna perfekcja

Mam nadzieję, że przeczytaliście wcześniejsze opowiadania, bo przed Wami kolejne :) Tym razem poznamy losy Zealota ratującego swój lud.

Wersja WWW | Wersja PDF



Lodownia

Do śmierci prowadzi wiele dróg. Do zwycięstwa - tylko jedna.
Pierwsza reguła Lodowni

Wersja WWW | Wersja PDF



To tylko nadrzÄ…dca

Pięć lat temu na Tarsonis przybyły zergi. W ciągu kilku dni zginęły miliardy ludzi. Dzieła zagłady dokończyli protosi, którzy przylecieli, aby wytępić infekcję. Teraz stolica była światem duchów, wiatr zawodził w zimnych, kamiennych korytarzach i wśród pordzewiałych ruin drapaczy chmur otaczających akademię. Miasto Tarsonis straszyło wyglądem, ale po odejściu złomiarzy Dominium nie było tam już niczego.

Wersja WWW | Wersja PDF



Film na zlecenie

Weszli na orbitę Bukari V krótko po tym, jak Drenthe dotarł do kabiny i zapadł w alkoholowy sen przerywany wizjami przyszłych holosów. Obudził się, gdy pokładowa SI powiadomiła pasażerów o rozpoczęciu przewozów na planetę i o tym, że ostatni transport na powierzchnię Bukari V odlatuje za godzinę. Drenthe zdążył na prom w ostatniej chwili. Godzinę po wylądowaniu spotkał się z Dario Cerullim, jego opiekunem i rzecznikiem prasowym Axiomu. Cerulli zaprowadził Drenthe'a do swojego gabinetu w rozległym kompleksie produkcyjno-biurowym, jaki AxO wzniósł na Bukari V - świecie pozbawionym szczególnych zalet, oprócz ogromnych złóż wespanu i innych surowców.

Wersja WWW | Wersja PDF



Edukacja szeregowego Shane'a

Małe, czteronożne stworzenia przemykały z miejsca na miejsce, unikając większych, wijących się organizmów. Ogromne bestie, wysokie na dziesiątki metrów, przemieszczały się niezdarnie i ociężale. Fałdy mięsa zwisały niczym kończyny bez kości, a strzeliste stożki żywej tkanki wypluwały z siebie setki kolejnych stworzeń.

Widok ciągnął się po horyzont. W umyśle Shane'a pojawiły się obrazy planet rojących się od widzianych stworzeń. Przemierzały kosmos w poszukiwaniu nowych siedlisk. Skala zjawiska porażała i wykraczała daleko poza ludzką wyobraźnię, ale rekrut miał świadomość, że miliardy tych istot działają w przerażającej harmonii.

Wersja WWW | Wersja PDF



Tajemnica Vygoire

Wylądowaliśmy na Vygoire pewni, że napotkamy na opór. Bez wahania wzorcowo wyskoczyliśmy ze statku desantowego - dwójkami, w jednosekundowych odstępach, jak to zwykła robić "Pożoga Siedem". Powierzchnię planety pokrywała gęsta dżungla aż po horyzont, choć gdzieniegdzie można było dostrzec przecinki lub pełne mułu rzeczne zakola. Przegrupowaliśmy się właśnie w jednym z takich meandrów. Tam też dostaliśmy ostatnią transmisję danych pogodowych i map ze Scionu. Trafiliśmy w dziesiątkę - kompleks laboratoryjny znajdował się w dżungli, pół kilometra od naszej pozycji nad rzeką.

Wersja WWW | Wersja PDF



Poparzeni kwasem

Rozkaz ewakuacji zbędnego personelu cywilnego po początkowym ataku wydała major i Brach postąpiłby tak samo, ale i tak czuł niesmak. Pierwsza fala, która przybyła przed księżycowym wschodem słońca, wzięła ich z zaskoczenia. Nie powinno się tak stać. Po co stacja ostrzegawcza, skoro nie potrafi nawet wykryć ataku na siebie? Niestety nie wykryła i w ciągu pierwszych dziesięciu minut zginęła jedna czwarta mieszkańców. Ocaleli uciekli, zostawiając tylko jeden prom, przez co kilkuset marines musiało powstrzymać inwazję zergów aż do przybycia znajdującego się najbliżej okrętu klasy niszczyciel...

Wersja WWW | Wersja PDF



Soczewka otchłani

Z fotela dowódcy podziwiał mostek - był większy niż na jakimkolwiek okręcie, którym Feranon dotąd dowodził. Protosi przed rzędami terminalów monitorowali mechanizmy, które sprawiały, że promień otchłani był jednym z najpotężniejszych okrętów stworzonych przez ich rasę. Terminale układały się promieniście wokół fotela Feranona, pozwalając objąć wzrokiem całą załogę na mostku. W powietrzu przed nim wisiały półprzezroczyste holoekrany podające stan różnych systemów statku.

Mostek stanowił odzwierciedlenie nie tylko skuteczności, ale i estetyki całego okrętu. Feranon podziwiał niezwykłe zdolności protosów, którzy zaprojektowali "Czystość Formy". Jak na śmiertelną broń, była pełna gracji. Oczywiście jej budowa nie byłaby możliwa bez ścisłej współpracy khalaitów i nerazimów. Wspólnie udało im się stworzyć szczytowe osiągnięcie protoskiej nauki i sztuki. Zdumiewające!

Wersja WWW | Wersja PDF



W ciemności

Ciepła, krążąca po niezbyt oddalonej od żółtego słońca orbicie. Wokół trzy małe księżyce, ale dostatecznie duże, aby generować pływy morskie i stabilizować oś planety. 90,09% grawitacji standardowej. 73% powierzchni pokryte wodą. 31% tlenu w atmosferze. Średnia temperatura - 24 stopnie Celsjusza. Sezonowo występowały co prawda super-burze, ale tak działo się na niemal każdej planecie posiadającej atmosferę. Jeden kontynent, długi i nieregularny, rozciągał się od rejonów arktycznych na północy po strefę umiarkowaną daleko na południu. Kilka archipelagów dużych wysp, z nielicznymi wyjątkami większość położona blisko wybrzeża. Roślinność widoczna z orbity w kolorach od bursztynowego po indygo niekiedy wpadająca w pomarańcz i róż. Ilość dwutlenku węgla i metanu w atmosferze wskazująca na obecność roślinożerców oraz prawdopodobnie zależnych od nich drapieżców. Nieznaczna aktywność wulkaniczna, ale nic, co groziłoby kataklizmem.

Wersja WWW | Wersja PDF



Lotniskowiec

"Koramund" - protosi nazwali lotniskowiec "wielkim cudem" w tej klasie okrętów. Dla Iaalu, trzeciego inżyniera pokładowego, nie istniała lepsza nazwa. Krzywizny statku robiły niezaprzeczalnie eleganckie wrażenie, opływowe płyty kadłuba zostały wykute przez khalaickich rzemieślników i zdaniem Iaalu przywoływały na myśl wzgórza Shreka na północy Aiur. Do tego dochodziła wyjątkowa iskra w łączach zasilających, która wbrew wszelkim racjonalnym wyjaśnieniom podnosiła wydajność głównych systemów, szczególnie, gdy trzeba było stawiać czoła niezwykłym wyzwaniom. Iaalu szczycił się tym, że hangary i hale fabryczne, które nadzorował, wytwarzały najlepiej przystosowane do walki automatyczne myśliwce przechwytujące we flocie protosów, które regularnie eliminowały dwa do trzech razy więcej wrogów niż przechwytywacze z innych lotniskowców.

Wersja WWW | Wersja PDF



Lot wikingów

Samotna, lodowa planeta Braxis znajdowała się dostatecznie daleko od reszty Dominium, więc Eryk miał nadzieję, że dzięki temu oprze się pokusie i nie zaciągnie ponownie. Niemal poddał się przy paru okazjach po obejrzeniu wiadomości na UNN, ale zawsze zdążył się opamiętać, zanim pobiegł do portu kosmicznego.

Zamiast tego wracał do swojej pracy pilota transportowego na zamarzniętych pustkowiach Braxis, przewoził towary z jednej osady do drugiej i cenne rudy z kopalni do rafinerii. Dobrze płacono, ale czasami przez kilka dni nie widywał Kyrie i Sif. Zbyt często zostawał sam ze swoimi myślami.

Wersja WWW | Wersja PDF



Impet

Zapanowała dziwna cisza. W końcu powoli szarobiałe pióropusze dławiącego dymu uniosły się nad pole walki i odsłoniły, niczym w groteskowej sztuczce magicznej, pełną skalę zniszczeń.

Protosi byli brutalnie dokładni w swym ataku. Wokół, uszkodzone w różnym stopniu, walały się pancerze bojowe, w których jeszcze niedawno chronili się żywi, oddychający marines. Niektóre kombinezony były przypalone dezintegratorami cząsteczek, część podziurawiona ogniem nieustępliwych tropicieli, a jeszcze inne rozcięte z chirurgiczną precyzją przez palącą energię ostrzy psionicznych zelotów. Wszyscy żołnierze polegli.

Wersja WWW | Wersja PDF



WalczÄ…ce ERK

Pracując na świeżym powietrzu Choss, Perła przyzwyczaił się do tego, że ma zawsze spieczoną na czerwono i suchą skórę na karku, nawet jeśli harował jak wół i inne części ciała nie wystawione na działanie słońca i wiatru zalewał pot. Na służbie większość czasu spędzało się w puszce zamkniętej w innej puszce, z dala od światła i powietrza. Uprząż artykulatora wewnątrz egzoszkieletu roboczo-konstrukcyjnego T-280 sprawiała, że Bill się pocił, a bez osuszania przez słońce i powietrze wilgotny kark oznaczał pod koniec pracy swędzący kark. Perle zdawało się, że swędzi go bardziej, kiedy jest zdenerwowany. Teraz swędziało go jak cholera, kiedy patrzył na swoich ludzi, którzy zebrali się wokół ekranu i przeklinali gorzej niż banda potępieńców.

Wersja WWW | Wersja PDF


Poprzednia strona Na górę Następna strona